- Będzie jak dawniej? - zadałem pytanie na które sam nie umiałem sobie odpowiedzieć.
Chwilę się zawahała, ale później z uśmiechem opowiedziała
- Myślę, że tak - uśmiech nie schodził jej z twarzy
Ja już głupieje od tego natłoku zdarzeń. U mnie w pokoju w kółko leci ta sama piosenka. ''Zawsze tam gdzie ty'' chociaż na trochę się przy niej uspokajam. Czasami sobie myślę czy może Bóg tak chciał i pozwolił mi ją znowu spotkać? Może nie chciał mi jej zabierać, nie chciał żebym cierpiał tak jak cierpiałem przez te lata kiedy nie miałem jej przy sobie? Wiem jedno nie pozwolę jej już nigdy odejść. Odejdzie ona, odejdę i ja.
Gubię się we własnych uczuciach. To co czuję, jest mi bliżej nie znane, ale jednak znane mojemu sercu.
- Aleks chodź tu szybko - usłyszałem głośny krzyk mojej siostry z pokoju.Jej głos brzmiał inaczej jakoś tak nieswojo. Szybko pobiegłem na dół. To co zobaczyłem przeraziło mnie nie na żarty. Mama leżała nieprzytomna cała blada na zimnych panelach. Oczy miała lekko otwarte. Podbiegłem do niej sprawdziłem puls - żyje. Wyciągnąłem telefon i czym prędzej wykręciłem numer na pogotowie. Po krótkiej wymianie zdań z sanitariuszem, zostało nam tylko czekać na karetkę. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Co się mogło stać? Usłyszałem ciche łkanie. Obróciłem głowę w bok i dostrzegłem Alę. Niewiele myśląc podszedłem do niej i mocno przytuliłem. Długo to nie trwało, gdyż chwilę później zjawiło się pogotowie. Zabrali mamę na noszę i odjechali. My też czym prędzej wezwaliśmy taksówkę i pojechaliśmy do szpitala wskazanego wcześniej przez jednego z lekarzy.W głowie cały czas miałem tylko to jedno pytanie. Nic innego mnie nie obchodziło tylko zdrowie mojej mamy. Bałem się cholernie się bałem. Wreszcie dojechaliśmy do szpitala. W recepcji dowiedzieliśmy się, że mama jest właśnie przygotowywana do operacji i raczej nie będziemy się mogli z nią teraz zobaczyć.Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach.
- Co teraz będzie? - usłyszałem cichy głos Ali
- Będzie jak dawniej słyszysz. Mama wyzdrowieje. Będzie jak dawniej. - zapewniałem ją. Sam w to nie wierzyłem. Ale trzeba mieć nadzieje, w końcu ona umiera ostatnia.
- Przepraszam czy wy jesteście od Pani Marleny? - spytała jakaś pielęgniarka
- Tak co z nią? - spytałem
- Na razie operujemy ale lekarz prosi aby przywieźć jej jakieś ubrania,kosmetyki.
- Dobrze - odpowiedziałem po czym wstałem z miejsca ciągnąć za sobą Alę.
W domu byliśmy po 20 minutach, gdyż były korki. Weszliśmy do domu . Już od progu było strasznie cicho. Zawsze albo gra telewizor, albo ktoś się krząta po kuchni, Teraz głucha cisza. Nasze kroki echem niosły się po całym domu. Postanowiłem pójść do kuchni się napić. Już w wejściu dostrzegłem białą kartkę z pochyłym pismem - należącym do taty. Wziąłem do ręki i zacząłem czytać:
Kochane Dzieci
Wyjeżdżam nie szukajcie mnie. Może jeszcze kiedyś się spotkamy.Chce dla was jak najlepiej, a najlepiej będzie jak po prostu wyjadę.Przepraszam, że tak bez pożegnania ale było by mi ciężko.Może teraz trudno będzie wam w to uwierzyć, ale kocham was całym moim sercem.
Powinienem pewnie wam wyjaśnić co się stało mamie. Otóż kilka miesięcy temu dowiedzieliśmy się, że mama jest poważnie chora - ma raka. Nie chcieliśmy was denerwować. Przepraszam, nie miejcie nam tego za złe. Nie chcieliśmy was martwić. Mam nadzieję, że nam wybaczycie.
Wasz kochający tata.
Ps. O pieniądze się nie martwcie będę wam przelewał na konto co miesiąc.
O kurczę... Jak to raka?! Boże, ale się poplątało. Biedni są. :(
OdpowiedzUsuńA tak na serio to uwielbiam Cię za te komplikacje. :D Nie może cały czas być pięknie i cieszę się, że nie jest. Rozdział bardzo mi się podoba. Czekam na następny. ;)
Pozdrawiam. xx